Głos Uczelni, Kwiecień 2001, str. 3 (fragment dyskusji)
Włodzisław Duch,
Katedra Metod Komputerowych,
UMK,
Grudziadzka 5, 87-100 Toruń.
Ze zdumieniem wysłuchałem (w czasie Festiwalu Nauki i w wypowiedziach radiowych) i przeczytałem (GU marzec) wypowiedzi kilku naszych socjologów. Radosław Sojak wyjaśnił co prawda, że socjologii w pełni naukowej „na szczęście chyba jeszcze nie mamy”. Andrzej Zybertowicz (AZ) z kolei oskarża „wyznawców kultu technicznego”, a w szczególności ekspertów od sztucznej inteligencji, że „są strasznie naiwni, gdy idzie o mechanizmy życia społecznego”. „Komu i do czego” przydatne będą nowe technologie – zapytuje.
W socjologii z pewnością istnieje również nurt naukowy, jednakże w artykułach, z których cytaty przytoczyłem powyżej, jakoś go nie widać. Widać natomiast lęk przed przyszłością i spekulacje, które uprawomocnić ma fakt, że głosi je socjolog. Futurystyka w wydaniu socjologów to nadal spekulacje, a nie nauka. Kraje rozwinięte, inwestujące w technologie, uzyskują z tego zyski. Może więc powinniśmy czuć wyższość moralną, że my, solidarnie z biednymi tego świata, zaniedbujemy naukę i technologię?
A może to właśnie rozwój bioinformatyki pozwoli odkryć mechanizmy działania wirusów i zapobiec klęsce głodu na znacznie większą skalę, niż 100 lat temu zaraza ziemniaczana, która zabiła miliony Irlandczyków? Dostępność Viagry zrobi więcej dla uratowania nosorożców niż wszystkie wysiłki obrońców środowiska? Rozwój fizyki ciała stałego i postępujący za nim rozwój technologii półprzewodników oraz elektroniki stworzył wielu małym i słabym krajom szansę rozwoju. Azjatyckie tygrysy i podupadająca gospodarczo Finlandia stanęły na nogi właśnie dzięki inwestycjom w technologie. Zastosowania sztucznej inteligencji, pojawienie się społeczeństwa informacyjnego i gospodarki opartej na wiedzy (ponad 80% dużych amerykańskich korporacji ma już systemy zarządzania wiedzą i wspomagania decyzji), stwarza nowe szanse rozwoju. Czemu nie w Polsce czy w krajach Ameryki Południowej? Prawdziwe przyczyny nie są związane z rozwojem technologii, ale złą organizacją i polityką społeczną.
20 lat temu mieszkając w Kalifornii chciałem opatentować urządzenie oduczające niemowlęta od moczenia pieluch. Czujnik pojemnościowy reagował na mocz i moje urządzenie, o wdzięcznej nazwie „stay dry”, wydawało nieprzyjemny pisk. Zrezygnowałem z tych planów, gdyż trudno było przewidzieć konsekwencje jego stosowania na psychikę dziecka a uzyskanie zgody na prowadzenie badań stwarzających chociażby minimalne zagrożenie jest niemożliwe. Społeczeństwo stworzyło wiele mechanizmów ograniczających samowolę wynalazców i uczonych. Nie jesteśmy aż tak naiwni, by nie bać się swoich odkryć, mamy jednak nadzieję, że dobre strony przeważą nad złymi.
Nie bardzo rozumiem cel wypowiedzi niektórych socjologów. Czy jest nim chęć obrzydzenia technologii i powrót na łono natury, która jest piękna i dobra (dla tej garstki, której uda się przeżyć)? Czy też chęć sparaliżowania naukowców strachem przed konsekwencjami ich odkryć? Szczęśliwy ten, kto nic nie robi? A może chodzi o wywołanie sprzeciwu społecznego przed rozwojem nauki, która doprowadzi do strasznej przyszłości? Czy krytykując naukę chcą podciąć gałąź, na której sami siedzą? Czy też wyobrażają sobie – naiwnie – że możemy w pełni kontrolować konsekwencje naszych działań? O święta naiwności, lepiej nic nie wiedzieć ... czyżby naiwność naprawdę była święta?